Być może zastanawiałeś się kiedy jest najlepszy moment aby zacząć założyć zespół? Grasz już jakiś czas, znasz już parę chwytów, może jakąś fajną zagrywkę ale masz cały czas wątpliwości czy dasz radę, czy cię przypadkiem nie wyśmieją? Czy uważasz, że nie jesteś jeszcze na to gotowy? Takie pytania i duże innych ja sobie kiedyś zadawałem. Ale postanowiłem, że nie będę długo czekał i zaryzykuję, bo czego się tu bać.
Coś tam nagram, coś posłucham
Zanim powstał „prawdziwy zespół” to wcześniej wiele prób się odbywało u mnie na mieszkaniu. Coś razem z kuzynem we dwoje tworzyliśmy, nagrywaliśmy, świetnie się zresztą przy tym bawiliśmy. Na biurku stał jakiś najtańszy mikrofon z jakiegoś pierwszego lepszego sklepu chińskiego. Do zapisywania dźwięku służył nam ten wbudowany w oprogramowanie Windows XP, systemowy rejestrator dźwięku. Przez to, że program ten nie oferował nagrywania kilku ścieżek a ich edycji, to za każdym razem musieliśmy być w 100% skupieni. Najmniejszy błąd, któregoś z nas oznaczał zaczęcie nagrywania wszystkiego od nowa. Niewątpliwie, bardzo miło wspominam ten okres, pozwolił w domowym zaciszu na spokojnie skoncentrować się rozwijaniu warsztatu wspólnej gry, ponieważ co innego samemu grać, a co innego z kimś innym. Gdy dochodzi druga gitara to nagle się okazuję, że coś tam nie gra.
W ogóle nagrywanie swoich postępów to bardzo dobre narzędzie. Nie jesteśmy w stanie podczas gry na żywo usłyszeć wszystkich błędów jakie popełniamy. Podczas nagrania swojej gry wszystko wychodzi i dzięki temu możemy stwierdzić co możemy poprawić. Spotkałem się z sytuacją, w której dany gitarzysta grał już kilka dobrych lat, a nie miał pojęcia o tym np., że gra nierówno bo po prostu tego nie zweryfikował, a być może nikt nie chciał mu tego w prost powiedzieć. Gitarzysta, o którym mowa wyżej to byłem ja. Podczas nagrywania zwracałem uwagę na zupełnie inne rzeczy i dlatego dopiero podczas egzaminów wstępnych na studia muzyczne, egzaminatorzy „pojechali mnie” za krzywo zagrany kawałek „Hey Joe” Jimie’ego Hendrix’a. Na początku to olałem i musiało upłynąć trochę czasu, żebym w końcu coś z tym zrobił
Idąc w ślady idoli…
Nie sądziłem, że to tak szybko się potoczy ale odkąd miałem już swoją pierwszą własną gitarę czyli w wieku 17 lat, minął zaledwie rok i zacząłem próby z zespołem. Było to pod koniec 2003 albo na początku 2004 roku, kiedy wspólnie z kuzynem postanowiliśmy, że skoro ja umiem trochę grać, a on potrafi bardzo dobrze grać i jeszcze lepiej śpiewać to najwyższy czas pokazać światu jacy jesteśmy zajebiści hehe.
Ponieważ byłem mega podekscytowany takimi zespołami jak Guns n’ Roses, Aerosmith czy U2, to chciałem pójść w ich ślady. Z obecnej perspektywy uważam, że znalezienie sobie jakiegoś idola, kogoś kogo możemy naśladować i podziwiać potrafi bardzo zmotywować do robienia postępów. W moim przypadku były to postępy w nauce gry na gitarze, komponowaniu, aranżowaniu piosenek czy nawet ruchu scenicznego.
Oczywiście na basistę, a tym bardziej na perkusistę było trzeba jeszcze trochę poczekać, co nawet jednego razu szukanie jednego z nich przysporzyło nam nieco problemów z wymiarem prawa :), opiszę tę historię w innym moim wpisie. Co chcę przez to powiedzieć? Wydaje mi się, że nie warto czekać jeśli chcesz mieć zespół abyś po pierwsze super wymiatał na gitarze, a po drugi aż skompletujesz cały zespół. Wejdź w proces, zacznij z tym co masz w tej chwili. Jeśli grasz tyko z kolegą to zaczynajcie, a być może okaże się, że tylko we dwoje będziecie tworzyli wspaniały 100% zespół. Nigdy nie jest za wcześnie aby coś rozpocząć, a gdy wydaje się, że jest już za późno o najwyższy czas aby rozpalić w sobie ogień pasji. Jeśli czujesz, że chcesz mieć swój zespół, to po prostu zrób to.